Forum Słodkiej Bestii
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Forum Słodkiej Bestii Strona Główna
->
Walhalla śmierci
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
NIE
Wyłącz BBCode w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Opowiadania
----------------
Monotonia
Zapal świeczkę za chłopca, którego zabrał los...
Opowiadania w odcinkach
----------------
Pociąg do Zombie
Pamiętnik niewidomego chłopca
Powieści
----------------
Walhalla śmierci
Wiersze
----------------
Rymowane
Białe (nie rymowane)
Oceny blogowe chłopaków (Oceny z Łapką)
----------------
Skargi i zażalenia
Pytania do oceniających
Pomysły na nowe fora
Prace plastyczne
----------------
Walhalla śmierci
Autorka
----------------
Zadaj pytanie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Mohadickjoten2
Wysłany: Śro 8:58, 24 Sty 2007
Temat postu:
http://Paris-Hilton-Doing-A-Monkey.info/movies/640757
Bestyjka
Wysłany: Pią 10:47, 04 Sie 2006
Temat postu: Prolog
Śnieg sypał w oczy. Mokre włosy kleiły się do czoła. Zimno zaczęło docierać do każdego zakątka jego chudego, mizernego ciała. Nie przejmował się tym jednak. Bo to mało w swoim dotychczasowym życiu skoczył bosymi stopami na rozżarzone węgle? Teraz było podobnie, z tą jednak różnicą, że jego stopy kąsały iskry zimna.
Nachuchał w dłonie i rozpoczął ponowną wspinaczkę po stoku gór. Kilka metrów wyżej czekała na niego skalna wysepka. Nie martwił się tym, że spadnie. Był niezwykle pewny siebie. Wiedział, że uda mu się dotrzeć na sam szczyt. Dlatego mocno chwycił się rękami i podniósł. Czuł, jak pracują wszystkie jego mięśnie, a boska siła pomaga utrzymać się na stromej skalnej ścianie.
Jego stopy, obute w lekkie, skórzane ciżemki, stanęły na pewnym gruncie. Kolejna wysepka skalna jest już pod nim. Ucieszył się, że tak dobrze mu idzie. Oparł dłonie na chuderlawych biodrach i spojrzał na rozciągający się w oddali krajobraz. Stoki gór przesłaniały chmury, śnieg był coraz rzadszy. Słońce zostało zasłonione przez jeden z górskich szczytów.
Spokojnie podszedł do kolejnej ściany i starał się wsadzić palce w jakieś zagłębienie, by się chwycić. Niestety, wszystkie były oblodzone. Spojrzał w górę. Szczyt był bardzo blisko. Nie, nie może się teraz odwrócić. Musi coś wymyślić.
Po chwili już siedział i zdejmował z siebie buty. Poprzegryzał skórę, dzieląc każdy z nich na dwie części. Gdy rozplątywał rzemienie, , którymi wcześniej miał przewiązane ciżemki, usłyszał powarkiwanie. Nastawił ucha. Warkot był coraz bliżej, choć chłopiec niczego nie widział, mimo intensywnego poruszania gałkami ocznymi. W końcu odważył się podsunąć bliżej skarpy i spojrzeć w dół. Niewiarygodne! Po skalnych wysepkach wspinał się wilk! Wystarczyło chwilę popatrzeć, by zobaczyć, że nie jest to zwykłe stworzenie. Łapy z precyzją ludzkich rąk chwytały się zagłębień. Tylne odbijały się od gruntu. Chłopiec wiele słyszał o magicznych stworzeniach. Były bardzo niebezpieczne, a wilk zbliżający się ku niemu najwidoczniej nie miał dobrych zamiarów. Gonił go. Chłopak dobrze wiedział, dlaczego. Szybko więc zdjął z siebie bogato zdobioną przepaskę biodrową, a resztki butów obwiązał wokół stóp i dłoni. Już nie pewny siebie, ale goniony strachem, ponownie rozpoczął wspinaczkę.
Droga na szczyt zajęła mu dosyć spory kawał czasu. Z każdym krokiem czuł się coraz słabszy, było mi zimniej. Czasami zapominał oddychać, a powietrze gęstniało. Poddałby się, gdyby nie świadomość, że krok w krok za nim podąża potężna magiczna bestia.
Szczyt okazał się być miejscem płaskim, otoczonym kilkoma małymi wzniesieniami. Chłopiec dobrze wiedział, co się na nim znajduje. Dziesięć posągów ze złota, srebra i brązu stało w niewielkim kręgu. Wszystkie zwrócone twarzą do siebie. Znajdował się tam jego posąg: srebrny, wysoki na kilka metrów, przedstawiał go ubranego w kosztowną szatę, z rękami dumnie założonymi na piersiach. Zaraz podszedł do niego i objął go. Poczuł przypływ ogromnych sił. W jednej chwili zmęczenie ustąpiło, zimno nie było tak dokuczliwe, pot wysechł. Jedynie powietrze było tak samo oleiste, co wskazywało na obecność magii. Wielkie wyładowanie magicznej energii.
- Frigg, weź się w garść... - powtarzał sobie, opierając się o posąg ręką. - Jesteś bezpieczny... Teraz jesteś bezpieczny...
Mylił się. Już po chwili dostrzegł zarys wilczej, potężnej sylwetki. Nie krzyczał, bo w takim miejscu nikt by go nie usłyszał. Przygotowywał się jedynie na śmierć. Ku jego zdziwieniu kształt posuwał się do przodu ostrożnie, po chwili stając się wyraźniejszym. Najwidoczniej nie miał ochoty go atakować. Frigg już po chwili wiedział, dlaczego.
Bestia okazała się być upadłą Walkirią, niegdyś piękną kobietą. Jeżeli jednak zbuntowała się przeciwko władcom Walhalli, siedziby bogów, zostawała zamieniona w zwierzę.
Ta tutaj była ogromną wilczycą o grubym futrze i rezolutnych, zielonych oczach. Sierść jej miała piękny, wiśniowy odcień. Jedynie brzuch dziwacznie sięgał ziemi. Spoglądała na chłopca bez zmęczenia, ale z cierpieniem w oczach. Przysiadła na tylnych łapach. Czekała.
Chwilę trwało, nim Frigg ją zrozumiał. Ona potrzebowała pomocy. Co najważniejsze - jego pomocy. Dlatego szła za nim tak daleko, miast pozostać na polu bitwy.
Chłopiec podszedł niepewnie. Wilczyca spoglądała na niego bez cienia strachu czy nienawiści. Położyła się na boku, ukazując swoją uległość. Frigg przykucnął obok i spojrzał na nią ze wzruszeniem. Miała bolesne skurcze. Musiał odebrać ten poród. Być może ostatni w jego życiu...
Dziecko spieszyło się na świat. Uparcie ruszało wszystkimi kończynami, rozszarpując wilczycy wnętrzności. Była jednak na to przygotowana jako matka i znosiła to ze spokojem. Chłopca zdziwiło to, że dziecko nie było szczenięciem. Wyglądało niczym połączenie człowieka z wilkiem. Wykluczało to zapłodnienie matki, gdy była jeszcze Walkirią. Czyżby...? Szybko odsunął od siebie tą myśl. Wilczyca gasła w oczach, a on pozostał z sinym dzieckiem na zakrwawionych rękach.
- Byłaś bardzo dzielna - pogładził dogorewające ciało matki. - Oby twoja potępiona dusza odnalazła wreszcie spokój...
Jednak jemu samemu został on odebrany. Dziecko było nadzwyczaj żywe i od razu chciało ssać. A on nie miał czego mu dać, w końcu był chłopcem. Rady postanowił poszukać w swoim wielkim, srebrnym odpowiedniku. Gdy jedynie podniósł oczy, usłyszał świst i mały czarny punkt zbliżający się do niego. Już po chwili poczuł ciepłą krew spływającą mu po szyi. Jego własną krew. Zbliżył się do niego jakiś kształt, ledwie zauważalny w śniegu. Poczuł ból, gdy czyjaś dłoń złapała koniec strzały tkwiącej w jego gardle i pociągnęła do góry, tym samym każąc mu wstać.
Nadal trzymał dziecko, które zaczęło zlizywać krew, teraz spływającą już po całym jego ciele. Starał się dostrzec osobę, która stała przed nim, ale obraz rozmazywał się w jego oczach.
Usłyszał jedynie przenikliwy, ironiczny głos: - Jeszcze żyjesz? A jednak pozostało coś z twojej boskiej mocy, Frigg...
- Bądź przeklęty! Przeklinam cię, bądź przeklęty! - wydyszał chłopiec.
- Jakie imię nadajesz dziecku, które trzymasz na rękach?
- Ale to nie...
- Jakie imię mu nadajesz, nędzniku?!
- Ska... Skadi. Niech się nazywa Skadi...
Frigg usłyszał rżenie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że tajemniczy rozmówca siedzi na koniu.
- Dobrze. Niech nazywa się Skadi - odparł jeździec.
- Co z nim zrobisz?
Nie usłyszał odpowiedzi. Poczuł tylko, że ktoś z całej siły wyszarpuje mu strzałę z gardła.
Jeżeli zauważysz w tekście jakikolwiek błąd, zgłoś to bezpośrednio Administratorowi Forum.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin