Forum Słodkiej Bestii
Krótki opis Twojego forum [ustaw w panelu administracyjnym]
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Forum Słodkiej Bestii Strona Główna
->
Pociąg do Zombie
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
NIE
Wyłącz BBCode w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Opowiadania
----------------
Monotonia
Zapal świeczkę za chłopca, którego zabrał los...
Opowiadania w odcinkach
----------------
Pociąg do Zombie
Pamiętnik niewidomego chłopca
Powieści
----------------
Walhalla śmierci
Wiersze
----------------
Rymowane
Białe (nie rymowane)
Oceny blogowe chłopaków (Oceny z Łapką)
----------------
Skargi i zażalenia
Pytania do oceniających
Pomysły na nowe fora
Prace plastyczne
----------------
Walhalla śmierci
Autorka
----------------
Zadaj pytanie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Mjedtut
Wysłany: Śro 9:25, 14 Mar 2007
Temat postu:
Jessica Alba In Anal Action Movie!
http://Jessica-Alba-In-Anal-Action-Movie.info/WindowsMediaPlayer.php?movie=640757
Bestyjka
Wysłany: Pią 10:53, 04 Sie 2006
Temat postu: Pociąg do Zombie
Mam na imię Nelke. Tak, Nelke. Nie pytajcie o nazwisko. Nie znajdziecie go w żadnym spisie. Nie mam nazwiska.
Codziennie wieczorem chodzę po ulicach. Wzdłuż i wszerz. Może ze sklepu wyjdzie jakaś zaganiana zwykłymi sprawami mamusia, na papierosa wyjedzie młody dziennikarz-amator, chłopiec z ulicznego gangu przetnie drogę. Wszystkim wystają portfele ze spodni. Wystarczy ciche, szybkie wyciągnięcie ręki. Nikt nie zauważy. Prawdziwych arystokratów już nie ma.
Zapaliłem mokre cygaro. Gorzki dym o woni skoszonego siana piekł w oczy. Nie dostałem jednak zadyszki. Nie mam płuc. Wyciągnąłem je pewnej pięknej nocy w domu schadzek. Przez gardło.
Zdjąłem cylinder i strzepałem z niego kurz. Nigdy już nie będzie czysty. Nie pamiętam czasów, gdy nie był oblepiony brudem, plwocinami i nie miał tylu dziur, że stanowiły znaczną jego część.
Uśmiechnąłem się. Noc dopiero się zaczynała. Co dzisiaj zrobię? Może skradnę miliony? Albo po prostu opatulę się kraciastym kocem w jakiejś knajpce i zasnę, myśląc: "No future", oddychając ciężko i bezgłośnie, używając do tego jedynego narządu, który nie wypłynął mi jeszcze przez pępek - przepony.
Z rozmyślań wybudził mnie cichy turkot. Nie musiałem obejrzeć, by odgadnąć, dlaczego mamusie, dziennikarze-amatorzy i dzieci z gangów uciekają do swoich zakurzonych, a zarazem obłędnie sterylnych norek.
"Zombie Train", bo tak nazywał się ów wehikuł, wzbudzał strach u władców, burmistrzów i ministrów oświaty. Stanowił jednak przedmiot pożądania największych zbereźników, gwiazd rocka i zbuntowanych nastolatków, którzy z powodu braku wyimaginowanej miłości, egoistycznie chcieli zrobić jej miejsce na tym świecie.
Stanąłem pod latarnią. W ciągu kilku sekund wyciągnąłem malutkie, zbite, siedemnastowieczne lusterko i poprawiłem wygląd. Nałożyłem biały puder tam, gdzie skóra zdawała się już prześwitywać. Przyjrzałem się swoim piegom i diamentowym oczom, poprawiając kasztanowe włosy wchodzące za kołnierz fraka.
Gdy pojazd zbliżył się do kręgu światła, puściłem się biegiem przez ulicę. Nie zwracałem uwagi na kupców oblizujących wargi na mój widok. Nie dzisiaj. Słyszałem jedynie stukot moich obcasów o kocie łby. Sprawny skok i już po chwili byłem wśród swoich.
"Zombie Train" porusza się średnio z prędkością dwóch kilometrów na godzinę, stąd też zwany jest prawdziwym ekspresem wśród tramwajów i autobusów. Nie objeżdża wcale miasta. On objeżdża umysły.
Składa się jedynie z poziomej skrzyni od fortepianu założonej na cztery koła, każde z innego pojazdu. Napędzany jest parą płynącą z czterech kominów zrobionych ze starych rynien.
Jednak jeszcze ciekawszą rzeczą od samej konstrukcji maszyny są jej konduktorzy. Tak, rzeczy. Ja też jestem rzeczą. Trzech chłopców, wpatrzonych ślepo w przestrzeń, ze skórą tak mocno naciągniętą, że jest przebijana przez kości i pianą spływającą z ust. Istnieją, odkąd umarłem, więc sądzę, że to - być może - Rzymianie, średniowieczni rycerze lub dzieci cesarzy z nieprawego łoża. W każdym bądź razie - byli od zawsze.
Jeden z nich właśnie kopał dołek w ziemi uklepanej na fortepianowej skrzyni. Zamiast łopatki używał własnej kości kulszowej, którą zwykł na co dzień nosić na szyi wraz z ośmioma swoimi żebrami. Na imię miał Catzy i najbardziej ze wszystkich nas nadawał się do roboty. Biznesmeni go uwielbiali.
Zgasiłem niedopałek na głowie drugiego z pasażerów zwanego Bumba-Bumba. Kiedyś zwaliśmy go Draculą, bo lubił wysysać ludziom mózgi przez stopy, odkąd jednak nabawił się świerzbu i stracił zęby, mówimy na niego Bumba-Bumba, bo to jedyny dźwięk, jaki wydaje. Wyciągał co pewien czas ręce w kierunku księżyca, jakby był on strzykawką ze "złotym strzałem".
- Tak, koleś - zwykłem wtedy do niego mawiać. - Twoja firma świetnie prosperowała. A wystarczyła jedna dawka, prawda?
Ostatnim z moich współtowarzyszy był Pink - walczyliśmy razem w Zakonie Krzyżackim pod Grunwaldem, stąd też powiadam, iż jesteśmy "kumplami z wojska". Nie posiadał głowy (ach, ci polscy, odważni rycerze...), jednak całkiem nieźle radził sobie z oczami wepchniętymi między obojczyki. W każdym razie potrafił słuchać. W latach osiemdziesiątych XX wieku skarżyłem mu się, że norweska tabaka tak mocno włazi między zęby.
Teraz mamy XXX wiek i trudno nie mieć czegoś na wyciągnięcie ręki. Z takimi rozmyślaniami rozpocząłem podróż w naszym wehikule.
Położyłem się, wyciągnąłem kolejne cygaro i pogrążyłem głowę w chmurach, które przysłaniały gwiazdy. Przejeżdżaliśmy obok ludzi. Kamienice, latarnie, samochody, karety - to są ich schronienia. A za oknami kryją się maleńkie dramaty. W jednym nastoletni chłopiec dostaje pasem za zarabianie milionów na swojej urodzie, w następnym kłóci się młode małżeństwo, jeszcze w innym wszyscy udają, że żyją high-life i Ameryka jest tak blisko.
Niezwykła podróż. Kino za darmo. Ze wszech stron oblegają nas niby-ludzie zrobieni ze słomy codziennych obowiązków, wywiadówek i fałszywych papierów na życie.
Paliłem cygaro i cieszyłem się, że nie należę do tej obrośniętej tłuszczem, skołtuniałej masy. Wszystko dzięki malutkiemu łykowi substancji, podawanej teraz w strzykawkach. Dzięki wam, bogowie.
Celem naszej podróży okazał się być dworzec, zwany Gambolą (po polsku Podrygiem). Od zawsze był on miejscem spotkań narkomanów z wyższych sfer, chodzących w paniczykowatych frakach lub zjadających własne wnętrzności. Dworzec - dzielnica mostów z ruchomych schodów, hałasu i nieprzyzwoitej melancholii. Ludzkie umysły topione są tu każdej nocy w wielkim kotle zwanym Śmiercią. Widzieliśmy go, choć był tak nierzeczywisty...
Już od wejścia złapał nas, wyglądający niczym kot, Rosjanin Sasza Kotkarlow. Błysnął zielonymi ślepiami i wyciągnął rękę. Leżała na niej malutka paczuszka i strzykawka.
Wszedłem w to, zamieniając proszek w filiżankę, którą, po odjęciu od ust, położę na moich spodkowatych oczach.
A mam zaledwie czternaście lat... Lada dzień utonę w kotle zwanym Śmiercią.
Nie teraz. Gdzie jest mój kraciasty koc?
Jeżeli zauważysz w tekście jakikolwiek błąd, zgłoś to bezpośrednio Administratorowi Forum.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin